wtorek, 22 kwietnia 2014

O inspiracjach i kreatywności raz jeszcze, czyli jak powstawały KREATORY BIZNESU

Zaniedbałem się ostatnio w pisaniu, ale już się poprawiam. Czasami tak bywa, że kiedy zabiorę się za jakąś robotę to znikam :-). Nie znaczy to że nie zostaję w kontakcie ze światem i ludźmi, chociaż pewnie z boku tak może to właśnie wyglądać.

Mój znajomy trener nazwał mnie kiedyś "łapaczem ukrytych znaczeń". Bo podobno zwracam uwagę na detale i różne nieoczywistości, to często bardzo przydaje się w pracy i często bardzo przeszkadza w życiu ;-). Powtarzam sobie czasami za doktorem Housem, że "niewiedza to błogosławieństwo". No ale cóż robić jak się ma taką cechę - widzę różne rzeczy i mogę się złościć, albo z nich korzystać. To łapanie dotyczy nie tylko ukrytych znaczeń ale też okazji i możliwości. Tak było z ostatnim projektem czyli z Kreatorami Biznesu (więcej o kreatorach na www.facebook.com/kreatorybiznesu i www.kreatorybznesu.evenea.pl). Najpierw przy okazji łódowego szkolenia z prowokacji i improwizacji spotkałem Marzenę (właścicielkę Get Choice) i wpadliśmy na pomysł, że fajnie byłoby coś zrobić. A że oboje mamy świra na punkcie kreatywności, twórczości i wykorzystywania nieszablonowego podejścia w szkoleniach ten temat wydawał się idealny. I zaczęło się tworzenie...

Zasady kreatywnego myślenia mówią że ilość przechodzi w jakość, że niekompetencja może być też kompetentna, że należy najpierw generować pomysły, a dopiero później zabierać się za ich ocenę. Tak też było najpierw masa pomysłów - mądrych, zabawnych, absurdalnych, niemożliwych, niedorzecznych, genialnych, prostych, merytorycznych, emocjonalnych, życzeniowych i mocno osadzonych w rzeczywistości. I kiedy one już się pojawiły zaczęły się składać, zaczęliśmy je czesać jak len na płótno, wyczesując niepotrzebne śmieci zostawiając cenne włókno na przędzę. Znacie tę energię kiedy pomysły zaczynają do siebie pasować i nagle oczom zebranych ukazuje się obraz. Bardzo to motywujące. Fajny jest ten moment, kiedy z mnóstwa niepoukładanych pomysłów nagle zaczyna układać się ona - Jej Wyskość - CAŁOŚĆ.

Pomysł rósł też oczywiście, bo w pierwszej wersji miało być jedno szkolenie, ale (i tu znowu kłania się umiejętność łapania okazji) pojawiła się niespodziewanie Beata, która wspiera nas w organizacyjnym ogarnianiu tego zamieszania. I z jednego małego szkolenia zrobiło się ich nagle 12... Nikt nie wie do końca jak, ale zrobiło się. Tak więc za chwilę zaczynamy. W połowie maja pierwsze Kreatory w Sopocie. Później aż do końca czerwca w różnych miastach w Polsce.

A co będzie? Będzie zabawnie, twórczo, ale też bardzo, bardzo merytorycznie. Co chcemy pokazać? Jak działa synektywne rozwiązywanie problemów, po co komu aż sześć i to jeszcze myślących kapeluszy, jak w biznesie może przydać się Walt Disney, jak zacząć dzień od kreatywnej rozgrzewki, jak opowiadać historie, których ludzie będą chcieli słuchać, czy można przydatną ale nudną analizę (np. SWOT) wykonać w inny sposób, czy można czas na służbowe spotkanie wykorzystać lepiej i jeszcze dobrze się przy tym bawić... Możliwości są właściwie nieograniczone. Mamy zamiar przy okazji zarażać naszą pasją wszystkich, którzy zechcą zainwestować trochę swojego czasu i pieniędzy po to żeby się rozwijać... No zobaczymy jak to się uda...

wtorek, 1 kwietnia 2014

Jestem rewolucjonistą, czyli rozważania o cenie kawioru...

Jestem pogodnym człowiekiem. Uwielbiam się śmiać, lubię ludzi, na sali szkoleniowej i w życiu staram się być elastyczny, podążam za potrzebami innych. Jest jednak kilka rzeczy, których nie lubię:
- zajmowania dwóch miejsc parkingowych (znam takich co potrafią zająć małym autem dwa miejsca parkingowe, po dwóch stronach słupa - to jest naprawdę mistrzostwo - podziwiam... ale nie lubię),
- nie lubię braku wyobraźni, kiedy ktoś nie myśli jakie mogą być konsekwencje jego działań,
- nie lubię musieć - szukam zawsze powodów żeby chcieć,
- nie lubię owoców morza, bo nie jadam niczego, co patrzy na mnie z talerza, podobnie nie lubię karpia bo uznaję, że nie zjada się przyjaciół, a jeśli wyżej wymieniony najpierw przez tydzień mieszka w mojej wannie i kąpiemy się razem, to uważam to za formę zażyłości.
Najbardziej jednak, zwłaszcza ostatnio, nie lubię kiedy nie szanuje się mojej pracy i jeszcze bardziej kiedy nie szanuje się mojej inteligencji. Wstępuje we mnie wtedy prowokatorsko-mesjańska natura i mam ochotę naprawiać świat... Ot choćby taki przykład. Współpracuję z pewną firmą. Nazwijmy ją na potrzeby tego posta Globalnym Zagłębiem Szkoleń Inc. Zlecenia otrzymuję od Pani Halinka, która zazwyczaj dzwoni, mówi gdzie i co jest do zrobienia, ja tam jadę robię i za czas jakiś dostaję pieniądze. Kiedy zaczynałem współpracę z GZS Inc. umówiliśmy się na stawkę i wszystko było pięknie, projekty się realizowały, Lokalni Koordynatorzy chwalili mnie za efekty, mówili, że będą o mnie walczyć w kolejnym roku, uczestnicy piali z zachwytu. Sielanka. Przestaliśmy nawet na kolejne zlecenia spisywać umowy, bo przecież jesteśmy dżentelmenami, a umowy dżentelmeńskie są bardziej wiążące, niż 150 stronicowa umowa wynajmu powierzchni użytkowej w nowo powstającej w Ostrołęce galerii handlowej (nazwy nie wymieniam bo to byłby product placement, a na to trzeba mieć osobną umowę ;-) ).
W kolejnym roku współpracy okazało się że sytuacja na rynku wymusza cięcia. Firma uznała że powinniśmy wszyscy dostawać jedną stawkę, niższą od tej którą wynegocjowałem. Ale co mi tam - znam sytuację na rynku i wiem co się dzieje, i jakie stawki wygrywają w przetargach, ale nasze projekty są wieloletnie, z zakontraktowanym budżetem na najbliższy rok czy dwa więc przynajmniej mam stałość współpracy. I kolejny rok toczył się podobnie, uczestnicy piali jeszcze bardziej, pisali w ankietach, że było jak w filmie, Lokalni Koordynatorzy jeszcze bardziej mnie chwalili i jeszcze solenniej zapewniali, że będą walczyć o mnie na kolejne lata i po moich warsztatach nigdy już nic nie będzie takie samo...
Aż tu przyszedł taki rok, smutny rok tak widać trzeba, jak śpiewał ktoś kiedyś. Dostałem kolejnego maila że z uwagi na obcięte budżety projektów (sic!) moja stawka zmniejsza się o kolejne 30%. Na moje czoło wstąpiła marsowa bruzda, trochę ze złości, trochę ze zdziwienia - bo nie dalej jak dwa dni wcześniej rozmawiałem z jedną z Lokalnych Koordynatorek właśnie o tym, ze pieniądze zostały jakieś, nawet są oszczędności więc można projekty przedłużać, bo jest z czego. Moje poczucie związku z realnością zachwiało się i postanowiłem sprawdzić czy aby na pewno dobrze pamiętam naszą rozmowę. Zadzwoniłem do Lokalnej Kordynatorki Projektu MegaSzansa, później do koordynatorów kolejnych projektów Przeaktwywny Mieszkaniec, Bezrobotni na Start i Projektu MegaAktwizacji Środowisk Lokalnych Zastępów Puszczańskich. Wszyscy oni zgodnym chórem twierdzili, że żadnych cięć nie było, nie ma i pewnie nie będzie, Instytucja Pośrednicząca Drugiego Stopnia zachęca ich do zwiększania działań i przedłużania projektów bo kasa zostaje i Bruksela już ostrzy sobie żeby na zwroty, a partie opozycyjne już robią spoty reklamowe na temat marnotrawienia pieniędzy danych nam przez niejaką Unię E.
Opadły mi ręce i pomyślałem, że powinienem odpisać np. tak:

Dzień dobry ;-)

Pani Halinko, Pani mail zainspirował mnie do twórczych poszukiwań, ale też zasmucił w dwóch momentach, ale potem o tym. Nie wiem jak go rozumieć - potrzebuję kilku wyjaśnień bo mam całą masę pomysłów.
Pomysł pierwszy: To jest mail zaproszenie do negocjacji - Pani Lokalna Koordynatorka powiedziała, że będzie o mnie walczyć w tym roku - GZS Inc. wystraszył się, że zażądam za warsztaty w Pobliskiej Miejscowości więcej niż kosztuje cały projekt i postanowił wyprzedzająco zmniejszyć stawkę. Będziemy mogli teraz małymi krokami dojść do zeszłorocznej stawki pozostając w poczuciu, że udało się nam zrobić dobry interes. Ja bo wynegocjowałem warunki korzystniejsze od wyjściowych, GZS Inc. bo nie będzie musiał dokładać ro reszty zajęć ze swojej kasy ;-)
Pomysł drugi: Ten mail to ultimatum - bierzesz, a jak nie to na rynku jest masa trenerów którzy zrobią to taniej. To byłoby całkiem uczciwe postawienie sprawy, bo wiem jaki jest rynek i jak stawki lecą na łeb na szyję bo rynek zalany jest masą osób, które skończywszy "maturę i kursy niektóre”, jak mawia doktórka z którą współpracuję, mieniąc się trenerami robią warsztaty nawet za 28 zł brutto. Jeśli tak polecam Podkarpacie - tam takich trenerów jest masa - wiem bo przegrywam z nimi przetargi ;-)
Ale w mailu nie było mowy o tanich trenerach tylko o obciętych budżetach więc - Pomysł trzeci: To jest mail testowy sprawdzający moją wiedzę na temat realizacji projektów i pamięć o projektach realizowanych. Więc jak mniemam prawidłowa odpowiedź powinna brzmieć - tak, pamiętam, że projekty które realizujemy są trzyletnie; tak wiem, że stawki zostały w nich zakontraktowane już dwa lata temu w momencie podpisywania umowy z Instytucją Pośredniczącą Drugiego Stopnia; tak wiem, że stawki w projektach wieloletnich uwzględniają podwyżki dla personelu i inflację.
(to był pierwszy moment kiedy mail od Pani mnie zasmucił, bo poczułem jakby ktoś nie wierzy w moją wiedzę i inteligencję)
Pomysł czwarty: GZS Inc. zachęca mnie do zmiany profilu. Do tej pory dbałem o to żeby to co robię było na najwyższym poziomie. Taki kawior wśród szkoleń. I on kosztował jak kawior. Kawior z uwagi na sytuację rynkową staniał w ubiegłym roku o 12,5% w porównaniu do stawek za jakie sprzedawałem go w pierwszym roku współpracy, ale nie zmienił jakości, bo to dalej ten sam kawior ze zniżką dla stałego klienta. Kawior był zawsze bardzo wysoko oceniany przez konsumentów. 

Teraz mogę, jak rozumiem, albo sprzedać kawior w cenie kiełbasy podwawelskiej, albo za cenę podwawelskiej sprzedawać podwawelską. Z uwagi na koszty nie mogę pozwolić sobie na sprzedawanie kawioru w cenie podwawelskiej. Mogę rozważać dostarczenie kiełbasy, która w ocenach jakości dostanie już nie średnią bliską 5 tylko np. około 3,27. Będzie to mnie mniej wysiłku kosztowało więc jakoś tam wyjdę na swoje. Tylko że jak się na rynku dowiedzą, że kiełbasę sprzedaję spod lady to mi rating ogólny spadnie i wszyscy będą chcieli kiełbasę i przestanę być wiarygodny jako doświadczony sprzedawca kawioru.
(to był drugi moment kiedy zrobiło mi się smutno, bo poczułem że teraz ktoś mojej pracy nie docenia)
Pani Halinko, kurczę, ja nie wiem czy chcę kiełbasę sprzedawać, bo nie bardzo ją lubię, a jej zapach przesiąka ubranie i to się trudno spiera. Nich mi Pani da czas żeby się zastanowić co z moją karierą w branży spożywczej.
A najlepiej niech mi Pani powie o co tu chodzi tak naprawdę...


Tu powinny nastąpić poważania i podpis...

I co? powinienem kiełbasę sprzedawać, czy kawior, czy coś jeszcze innego. Nie naprawię świata, wiem to, mogę spróbować zrobić tak, żebym działał w zgodzie ze sobą i nie dawać się wykorzystywać. Różne pomysły chodzą mi po głowie.
Dam sobie czasu trochę, projekty się piszą, przetargi trwają...

ciąg dalszy (pewnie) nastąpi...