piątek, 30 maja 2014

Przekleństwo Superboatera

Spotkam ostatnio Superbohaterów - całkiem ich sporo - w różnych miejscach w Polsce, na warsztatach, na spotkaniach, na ulicy, czasem przychodzą do psychoterapii... 
Kto wie, może Ty też żyjesz z Superbohaterem pod jednym dachem, a może Sam/Sama nim jesteś...

Po czym poznać Superpohatera? To dość proste - Superbohater ze wszystkim MUSI radzić sobie sam. Żyje w przekonaniu, że nikt nie zrobi tego co jest do zrobienia tak dobrze jak on, że jeśli coś ma być dobrze zrobione to trzeba to zrobić własnymi rękami, że nikt nie jest w stanie pomóc mu z tym, z czym się zmaga. Bierze na siebie kolejne zadania w domu i pracy - bo przecież da radę! Jest w końcu Superboaterem! Nigdy nie mówi "nie", a nawet jeśli ma obawy, to nie przyznaje się do nich, jeszcze ktoś mógłby zwątpić w jego SuperMoce... Superbohater żyje otoczony powszechnym poważaniem i podziwem - tyle robi, ma tyle energii, nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, jest niezastąpionym, oddanym przyjacielem, pracownikiem.

Super bohater ma wiele umiejętności. Poza zawodem który wykonuje - niech będzie na przykład hyrdaulikiem, co ja mówię on będzie SuperHydraulikiem - robi więc wszystko co zwykły hydraulik, ale też:
- sam prowadzi sobie księgowość
- piecze ciasta na święta
- pomaga kolegom naprawić samochód
- w wolnych chwilach haftuje serwetki dla cioci Halinki na urodziny
- leczy się domowymi sposobami
- przeprowadza jako wolontariusz staruszki na drugą stronę ruchliwej ulicy, żeby mogły zdążyć na majowe, albo na otwarcie galerii handlowej
- pomaluje mieszkanie
- odrobaczy psa
- pomoże synowi sąsiadki rozwiązać zadanie z fizyki kwantowej
- sam zbuduje sobie stronę internetową
i nawet do głowy mu nie przyjdzie, że ktoś mógłby którąkolwiek z tych rzeczy zrobić za niego i dla niego.

Ok, ale skoro Superbohater ma tyle zalet to dlaczego piszę o przekleństwie? Bo ta moc, jak to zwykle bywa, ma też swoją ciemną stronę, o której milczą podręczniki dla Superbohaterów, a jeśli już wspominają, to raczej małą czcionką, gdzieś między zakończeniem a bibliografią.

Otóż... Superbohater, pod maską (w tej roli doskonale sprawdza się poczucie humoru, błyskotliwa inteligencja, albo bycie duszą towarzystwa) zazwyczaj była dość smutny i nieskończenie samotny. W końcu to jego rola, żeby codziennie ratować świat od czyhających niebezpieczeństw a nie odwrotnie. I nikomu nie żal Superboaterów tak jak nikomu nie żal pięknych kobiet jak pisała Agnieszka Osiecka (też Superbohaterka swoją drogą). Z drugiej strony, skąd inni mieliby wiedzieć, że taki to Bohater może pomocy potrzebować... Przecież zasadą Superbohatera jest NIGDY i NIKOGO i W ŻADNEJ SYTUACJI nie prosić o pomoc. Wiem, wiem - można tu wątpić w niezwykłą inteligencję Superbohatera - bo czemu skądinąd inteligentny człowiek miałby zachowywać się tak głupio? Bo ta zasada jest wpisana w rolę Superbohatera równie mocno jak konieczność noszenia maski, peleryny i majtek zakładanych na obcisły kombinezon - to oczywiste. 
Superbohater poza oczywistymi umiejętnościami i zaletami ma też braki a największym jego brakiem jest brak części mózgu odpowiadającej za pytanie o drogę, proszenie o pomoc i mówienie "nie dam rady". Gdyby tak rozległy deficyt dotyczył umiejętności chodzenia, mówienia w ogóle, albo koordynacji wzrokowo-ruchowej Superbohater dostałby orzeczenie o niepełnosprawności i rentę z ZUSu, niestety na nieumiejętność proszenia o pomoc nie można dostać żadnego orzeczenia i nie przysługuje zasiłek pielęgnacyjny. 

Czy dla Superbohatera więc jest jakaś szansa...??? Jest - powolna i długotrwała rehabilitacja, szkolenie z praktycznego wykorzystania partykuły przeczącej "nie" i nauka na pamięć zdania - Przepraszam, czy może mi Pan/Pani pomóc?
Czasami pomaga myśl, że nie warto być niezastąpionym - jeśli nie można cię zastąpić to nie można Cię awansować.

Pozdrawiam Superbohaterów 

wtorek, 6 maja 2014

O potrzebie i konieczności poszukiwania spokoju...

Nic mnie tak nie uspokaja jak woda. Serio. Rzeka, jezioro, morze, ocean. Zawsze reaguję jednakowo zadumą i nieco dziwnym, nostalgicznym spokojem. Bo nawet kiedy dzieje się bardzo dużo, nie zawsze dobrze, to woda zawsze przynosi mi spokój. Żeglowanie jest dla mnie czymś tak oczywistym jak oddychanie. I mam wrażenie, że robię to od zawsze, chociaż przecież prawda jest zupełnie inna... Jeszcze nie tak dawno nie pływałem wcale.

Znacie to uczucie, kiedy nagle czujecie się w nieznanym miejscu jak u siebie??? Niezwykłe. Ja tak właśnie miałem kiedy pierwszy raz stanąłem na pokładzie. Po chwili niepewności, kiedy łódka przechyliła się przy mocniejszym podmuchu, już wiedziałem - to chcę robić. Będę pływał. Jeszcze tego samego roku zrobiłem patent żeby pływać samodzielnie i zarażać innych. Kilku udało mi się zarazić dość skutecznie.

Teraz kiedy tylko robi się ciepło tęsknym wzrokiem patrzę w stronę jezior. I chociaż jeszcze zimno to już planuję najbliższe wyprawy. Dla przyjemności i zawodowe. No właśnie bo taki był też pomysł i pytanie - czy da się połączyć to co robię zawodowo z pływaniem? Dla trenerów przywykłych do laptopa, prezentacji w PowerPoincie, klimatyzowanej sali szkoleniowej i przerw kawowych dających odetchnąć od pracy i pozwalających pokrzepić się czymś słodkim, to nie do pomyślenia. A jednak. Najpierw trafiłem (przypadkiem) do projektu Lider na Fali, a później zostałem w nim kotrenerem. Później sprawdzałem czy da się uczyć ludzi i jednocześnie z nimi pływać. I co? - oczywiście, że się da. Wymaga to rzecz jasna więcej dyscypliny, organizacji i otwartości, ale ta formuła sprawdza się rewelacyjnie. Bo żeglując można się bardzo wiele nauczyć:
- żeby nie walczyć z wiatrem,
- że najszybsza droga do celu zazwyczaj nie jest linią prostą,
- że współpracując można osiągnąć więcej niż w pojedynkę, a komunikacja to podstawa,
- że nawet jak wiatr wieje w oczy to i tak można osiągnąć co się chce,
- że błędem jest sikanie pod wiatr,
- że jeśli nie wiesz do jakiego portu chcesz dopłynąć to żadne wiatry nie będą pomyśle,
- że sztuką jest pływać nie kiedy mocno wieje, ale właśnie wtedy kiedy wiatru jest jak na lekarstwo,
- że nie ważne skąd wieje wiatr, ważne jak ustawisz żagle.

Poza tym żeglowanie to dla mnie sztuka życia z innymi na małej przestrzeni, myślenie o innych, pomaganie sobie nawzajem kiedy ktoś ma kłopoty. No i oczywiście przy okazji - fizyka, fizyka, i jeszcze raz fizyka - kąty, odbicia, aerodynamika, hydrodynamika i jeszcze kilka innych dynamik. Również dynamika procesu grupowego :-)

Niebawem ruszam na wodę szkolić z kreatywności - na pod żaglami, na lądzie, w knajpach, w bindugach, w portach. Gdzie się da - wierzę, że chętnych nie zabraknie. Do zobaczenia na Mazurach.

W załączeniu jezioro Niegocin, jeszcze leniwe ale zapełni się niebawem...